Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnie. Mam twoje listy, Olimpio, w których mnie błagasz, bym was ratował od nędzy i sprowadził do Plassans. Zjechaliście, macie co jeść, więc nowe macie wymagania...
— Proszę bez przechwałek! — zawołał brutalnie Trouche, przerywając mowę księdzu. Jeżeliś nas tu sprowadził, to nie dla czego innego, tylko żeś nas potrzebował... Pozwoliłem żonie mówić, lecz ona, zwyczajnie jak kobieta, gada, gada a nie przystępuje do rzeczy, jak się należy. Otóż, mój kochany, powiem ci w dwóch słowach, że przebierasz miarkę naszej cierpliwości, zamykając nas pomiędzy czterema ścianami jak w klatce... traktujesz nas gorzej, aniżeli psów; strzeż się, zaczynamy sobie to wszystko przykrzyć i lada dzień wyrwiemy się z twojej niewoli... nie będziesz kontent, bo wiemy niemało... Jeżeli chcesz tego uniknąć, zmień postępowanie... Powiadasz, że dom i ogród nie są twoją własnością, bierzemy to pod uwagę, lecz chcemy mieszkać wygodniej, chcemy mieć więcej swobody... przeto postaramy się, by to uzyskać... a ty nam nie broń i nie przeszkadzaj... to nasza rzecz... Przecież nie zjemy ani murów domu, ani ziemi w ogrodzie.
— Dobrze mówisz, mój mężu! — zawołała Olimpia. — Tak, tak, możnaby oszaleć, żyjąc dłużej w warunkach przez ciebie stworzonych. Daj nam swobodę działania a my w zamian będziemy ci posłuszni i wierni... Wiesz, że mój mąż jest zawsze gotów na twoje skinienie... Idź więc śmiało na-