Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do nas na obiad, ale nie moja wina, że nie raczył przybyć. Cóż chcecie, abym więcej uczynił?... Przecież nie mogę go gwałtem sprowadzić, ani go wam przynieść rękoma własnemi.
— Mój drogi — odpowiadała z niechęcią pani Rastoil — wiem dobrze, iż przy spotkaniu nie bywasz z nim uprzejmy, a na ulicy ledwie że mu od powiadasz na grzeczny jego ukłon. Przypuszczam, że musi mieć za to pewną urazę do ciebie.
— Tak jest napewno — podchwytywał Seweryn. — On dobrze widzi, że ojciec zachowuje się lekceważąco względem niego.
Pan Rastoil ruszał ramionami, słuchając podobnych oskarżeń a gdy pan de Bourdeu był przy tem obecny, występowali obadwaj przeciwko księdzu i obwiniając go o sympatyę dla podprefektury. Pani Rastoil żądała na to dowodów, czyniąc uwagę ze swej strony, że ksiądz Faujas nigdy tam nie był ani na obiedzie, ani z wizytą.
— Przecież go nie obwiniam, ani nie posądzam, aby był bonapartystą... Mówię tylko, że ciągnie w tamtą stronę. Wszyscy wiemy, że się często widuje z panem Delangre.
— Któż z nas nie miał styczności z panem Delangre, merem miasta? — wołał z zapałem Seweryn. — Wszak i ty, mój ojcze, niejednokrotnie miałeś z nim do czynienia. Okoliczności zmuszają nas do tego. Ale wracając do księdza Faujas, wyznaj, ojcze, szczerze, iż znieść go nie możesz!
Sprzeczki tego rodzaju doprowadziły członków