Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/693

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bukiecik wpośród arkuszy papieru zapisanych liczbami.
— Pani jesteś aniołem dobroci! — szepnął uszczęśliwiony Saccard, podnosząc do ust jej rękę.
— Wyznać muszę — ozwała się wreszcie pani Karolina — że ja uważałam już wszystko za skończone między nami, serce moje oddawna pana potępiło. Ale Jerzy pragnął, abym przyszła...
— O nie! nie mów pani tego! — przerwał Saccard. — Powiedz pani raczej, że jesteś dobra, rozumna, że wszystko zrozumiałaś i że mi przebaczasz!
Pani Karolina ruchem ręki nakazała mu milczenie.
— Nie wymagaj pan tyle odemnie... Sama nie wiem, co myśleć... Czyliż to panu nie wystarcza, że mnie widzisz w swej celi?... A przytem muszę panu udzielić bardzo smutnej wiadomości...
Nie dając mu przyjść do słowa, półgłosem opowiedziała mu dzikie rozbudzenie się złych instynktów w duszy Wiktora, zbrodnię, jaką spełnił na biednej Alicyi de Beauvilliers, niewytłomaczoną i niezwykłą jego ucieczkę, bezskuteczność wszystkich poszukiwań i nieprawdopodobieństwo odnalezienia go kiedykolwiek.
Saccard słuchał oszołomiony, ani słowem nie przerywając ciągu opowiadania. Gdy umilkła