Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/587

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którzy z kupujących zdążyli zamienić się na sprzedawców. Wszyscy rozeszli się wreszcie, do domów z gorączkowym niepokojem, jak w przededniu walnej a stanowczej bitwy.
Nazajutrz powietrze było okropne, przez całą noc deszcz padał; miasto skutkiem wilgoci zamienione w żółtą kałużę błota tonęło w dziwnej mgle deszczowej. Pomimo ustawicznego deszczu od wpół do pierwszej żałosne jęki rozlegały się na giełdzie. Olbrzymi tłum chronił się w przedsionku i w sali, która zamieniła się niebawem w wielkie brudne bagnisko utworzone z wody spływającej z parasoli. Czarny brud sączył się z murów, przez oszklony dach przedzierało się do wnętrza rozpaczliwie smutne, rudawe światło.
Wszyscy obecni, zaniepokojeni dziwacznemi historyami i złemi pogłoskami, która obiegały w tłumie, zaraz od progu szukali oczami Saccarda. Stał on na zwykłem swem stanowisku przy filarze, a podobnie jak w chwilach powodzenia, twarz jego miała wyraz niewzruszonego spokoju i bezwzględnej ufności. Wiedząc, że dnia wczorajszego na małej giełdzie wieczorowej akcye Banku powszechnego obniżyły się o trzysta franków, przewidywał on grożące niebezpieczeństwo i spodziewał się gwałtownego ataku ze strony zniżkowców. Ale wobec ułożonego planu bitwy, atak ten wydawał mu się bezskutecznym: zwrotny ruch Daigremonta, niespodziane przybycie świeżej armii milionów miało złemu zapobiedz