Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/555

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niemu, potem znów zbliżył się Kolb, wyrażając głośno udany żal, że przez nadmierną ostrożność sprzedał swoje akcye wtedy, gdy stały przy kursie 2,500 franków. Daigremont tymczasem przechadzał się pod rękę z margrabią de Bohain i z miną obojętną opowiadał wesoło, jaką porażkę poniosła jego stadnina na wyścigach jesiennych. Najwięcej ze wszystkich tryumfował Maugendre, zawzięcie kłócąc się z kapitanem Chave, który — wierny pesymistycznym swym poglądom — dowodził, że należy czekać końca. Taż sama scena odbywała się w innem miejscu pomiędzy chełpliwym Pilleraultem a rozpaczliwie smutnym Moserem; pierwszy radował się niewymownie z szalonej zwyżki, drugi gniewnie zaciskał pięście, do wodząc, że „uparta, idyotyczna zwyżka jest jak wściekłe zwierzę, które ostatecznie trzeba powalić na ziemię“.
Godzina cała upłynęła; kursy trzymały się prawie bezzmiennie; w koszu prowadzono dalej interesy, mniej jednak żywo w miarę nadchodzących nowych zleceń i depesz. W środku trwania każdej giełdy następowało zazwyczaj pewnego rodzaju zwolnienie, uspokojenie w tranzakcyach bieżących, oczekiwano bowiem stanowczej walki ostatniego kursu. Co chwila jednak słyszeć się dawał tubalny głos Jacoby’ego, oraz piskliwy ton Mazauda, obu zaangażowanych w operacye z premią: „Daję Powszechne po 3,040, z premią 15... — Biorę Powszechne po 3,040, z premią 10... — Ile?... — Dwadzieścia pięć... proszę podać“. Ma-