Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Busch wzruszył pogardliwie ramionami.
— Gdzietam! powiadam pani przecież, że prawnie nic to nie jest warte... Gdybym wystąpił z tem do spadkobierców, grosza bym nie dostał bo trzebaby przedstawić dowód, że pieniądze te istotnie się należą. Mam jednak nadzieję, że gdybyśmy znaleźli dziewczynę, możnaby ich skłonić do porozumienia się z nami dla uniknięcia nieprzyjemnego rozgłosu... Rozumiesz pan, o co chodzi? Trzeba poszukać Leonii Cron. Niech pani napisze do Fayeux’a, może on ją tam wynajdzie. Wtedy zaczniemy śpiewać z innego tonu.
Ułożył przyniesione papiery w dwie paczki obiecując sobie, że rozejrzy się w nich dokładnie po wyjściu Méchainowej. Przez chwilę siedział nieruchomo, z rękoma opartemi na stosach papierów.
Tymczasem Méchainowa podjęła przerwane sprawozdanie:
— Nie zapomniałam także o wekslach Jordana.
Przez chwilę byłam prawie pewna, że go już mamy w ręku. Był urzędnikiem w jakiemś biurze a teraz pisuje do dzienników. Na nieszczczęście, źle mnie traktują w redakcyach, nie chcą nawet dać mi żadnego adresu. Zresztą, zdaje mi się, że on nie podpisuje artykułów prawdziwem swojem nazwiskiem.
Słowa nie mówiąc, Busch wyciągnął rękę i z pośród papierów ułożonych w alfabetycznym po-