Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mym, czyż prosta przezorność nie nakazuje starać się o względy jego przeciwnika, nie zrywając z nim dawnego stosunku?... Tym sposobem możnaby mieć stronników w jednym i w drugim obozie a w dniu ostatecznej walki dopiero stanąć otwarcie po stronie zwycięzcy. Jantrou proponował tę zdradę tonem bardzo uprzejmym, udając, że czyni to tylko przez życzliwość dla niej, w głębi ducha zaś myślał, że sam może spać spokojnie, jeżeli ta kobieta będzie pracowała za niego.
— Proponuję, abyśmy szli ręka w rękę — rzekł wreszcie. — Czy godzi się pani na to? Będziemy się ostrzegali nawzajem, będziemy sobie mówili wszystko, o czem się tylko dowiemy.
I wyciągnął ku niej rękę, ona zaś cofnęła się instynktownie, tłomacząc sobie inaczej jego za miary.
— Ależ nie, nie myślę teraz o tem, skoro mamy być kolegami... A potem pani mnie sama wynagrodzi.
Teraz baronowa z uśmiechem podała mu rękę, na której on złożył pocałunek. Nie gardziła już nim, zapominając, że niegdyś człowieka tego traktowano jak lokaja; nie myślała o kałuży upadku, w jakiej się nurzał; nie widziała zniszczonej jego twarzy, nowego surduta pokrytego plamami, błyszczącego cylindra wytartego o ściany jakichś plugawych domów; nie widziała nic zgoła, prócz... informacyj giełdowych!