Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ślają za pomocą drobnych oszczędności, składanych do skarbonek. Wszystkie udawały, że są wtajemniczone w najdrobniejsze szczegóły; ze znajomością wyrazów technicznych mówiły o głównej linii, która najpierwej zostanie otwartą z Brussy do Bajrutu, przez Angorę i Alep. Następnie przyjdzie linia boczna ze Smyrny do Angory; potem znów druga z Trebizondy do Angory przez Erzerum i Sivas a jeszcze później trzecia z Damaszku do Bajrutu. Tak rozumując, uśmiechały się tajemniczo, mrugały znacząco oczkami i dodawały po cichutku, że później... o! znacznie później!... będzie może jeszcze jedna linia z Bajrutu do Jerozolimy przez starożytne miasta nadmorskie Said, Jafię i Saint Jean d’Acre... A potem!... Boże jedyny, któż może przyszłość przewidzieć!... kto wie, czy nie powstanie jeszcze droga z Jerozolimy do Port-Saidu i Aleksandryi!... Przytem należy pamiętać o tem, że Bagdad leży niezbyt daleko od Damaszku i że gdyby traf zrządził, żeby linia kolejowa tam dochodziła, zachód miałby utorowaną drogę do Indyj, Chin i Persyi... Zdawało się, że słowo każde wychodzące z pięknych ich usteczek, zamieniało się w skarby kalifów z Tysiąca i Jednej Nocy. Klejnoty i drogie kamienie płynęły potokami do kas Banku powszechnego a dym kadzideł płnących na cześć Karmelu tworzył tło do tych skarbów, zamieniając niby w podaniach biblijnych grube żądze zysków w boskie