Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tami a przecież nie będzie usiłowała im go wydrzeć. Pomimo wszystkiego, co zaszło, żyć będzie nadal w tej ziejącej ogniem kuźni przeróżnych spekulacyj, pod nieustanną groźbą ostatecznej katastrofy, którą brat jej przypłacić może utratą czci i życia. A przecież wesoło, lekkomyślnie stawia czoło niebezpieczeństwu nieustraszona ta wojowniczka w walce życiowej. Cóż ją tak cieszy? — nic innego prócz tej radości, jaką sprawia istnienie samo. Wszak brat mówił niejednokrotnie, że jest ona uosobieniem nadziei, która wszystkiemu ostać się potrafi...
Saccard, wszedłszy do pokoju, zastał panią Karolinę przy pracy, kończącą pisanie memoryału w kwestyi budowy dróg żelaznych na Wschodzie. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego łagodnie; on zaś dotknął ustami pięknych jej włosów, jak śnieg białych.
— Zmęczony jesteś zapewne, mój drogi?
— Ach! miałem tysiące interesów! Byłem u ministra robót publicznych, następnie szukałem Hureta, poczem musiałem raz jeszcze wrócić do ministeryum, gdzie nie zastałem już nikogo, prócz sekretarza. Ale udało mi się uzyskać przyrzeczenie...
W istocie, od chwili rozstania się z baronową, Saccard nie stracił ani chwili czasu, duszą całą oddany interesom. Pani Karolina podała mu list brata, który go przejął radością, poczem słuchała uważnie wygłaszanej przez niego wróżby przy-