Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

da rozmaite zabawki i łakocie; mimowoli uśmiechnęła się teraz, przypominając sobie hałaśliwe objawy radości, z jaką dzieci przyjmowały te podarunki. Od kilku tygodni dozorczynie były więcej zadowolone z postępowania Wiktora — jak o tem świadczyło sprawozdanie, które pani Karolina czytała u księżnej Orviedo, bywając u niej co dwa tygodnie, dla rozmówienia się w kwestyach dotyczących Domu pracy. I przypomniawszy sobie Wiktora, zdziwiła się niepomiernie, że w przystępie rozpaczy mogła powziąć postanowienie wyjazdu, zapominając o nim... Czyż godzi się tak go opuszczać i zaniechać w połowie dobrego uczynku, dokonywanego dotąd z takim trudem?... Myśli te powracały jej zwolna zwykłą równowagę umysłu; z ciemności panujących w ogrodzie, płynęła do jej duszy fala świętej pobłażliwości; uczucie poddania się losowi przepełniało jej serce. Mała lampka w pałacu Beauvilliersów świeciła wciąż w oddali jak gwiazdka, na widnokręgu błyszcząca.
Gdy pani Karolina odeszła wreszcie od okna, lekki dreszcz ją przebiegł. Cóż to być może? Jestże to dreszcz zimna? Dziwnem jej się to wydało, bo nieraz chwaliła się tem, że zimę nawet przebyć może w nieopalonym pokoju. Orzeźwiona, silna, spokojna, doznawała takiego wrażenia, jak gdyby przed chwilą wyszła z zimnej kąpieli; pulsa jej biły jednostajnem, miarowem tętnem. Potem przyszło jej na myśl, aby dorzucić parę