Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a jednak dzisiaj uległam chęci wypłakania się jak rozgrymaszony dzieciak.
I obtarłszy już oczy, dumnie podniosła głowę, uśmiechając się z właściwą sobie odwagą. Maksym patrzył przez chwilę w milczeniu na tę szlachetną postać, na te duże, łagodne oczy, na grube wargi, twarz nacechowaną wyrazem niewysłowionej dobroci a uwieńczonej koroną siwych włosów, które dodawały jej wdzięku i słodyczy. W tej chwili siwowłosa ta kobieta wydała mu się młodą jeszcze i piękną. Potem pomyślał o ojcu i pogardliwie wruszywszy ramionami, zapytał:
— Nieprawdaż, że to on jest przyczyną łez pani?
Ona chciała zaprzeczyć, ale słowa uwięzły jej w gardle a oczy znów zaszły łzami.
— Ach! jakże mi żal pani! Czyż nie mówiłem, że pani łudzisz się co do mego ojca i że kiedyś boleśnie za to odpokutujesz?... To już fatalność taka, że i pani musiałaś paść jego ofiarą!
Pani Karolina przypomniała sobie teraz ową chwilę, gdy udała się do niego z prośbą o pożyczenie dwóch tysięcy franków, jako zaliczkę na wykupienie Wiktora. Czyż on jej wtedy nie przyrzekł, że pomówi z nią otwarcie, jeżeli będzie chciała dowiedzieć się całej prawdy?... Teraz zdarzała się sposobność odsłonięcia tej przeszłości... należało tylko go zapytać. Jakieś nieprzeparte pragnienie popychało ją do tego: czuła, że kto stacza się w przepaść, ten musi dna dosię-