Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chciałabym, aby ojciec pański nie dowiedział się teraz o tem a nie wiem, do kogo oprócz pana udać bym się mogła. Musisz pan pożyczyć tymczasem te pieniądze.
Ale Saccard odmówił bez ogródki.
— Ojcu nigdy w życiu ani grosza nie pożyczę! Czy wie pani, iż przysięgłem sobie, że gdyby ojciec potrzebował solda dla zapłacenia za przejście przez most, jeszczebym mu nie przyszedł z pomocą. Niech mi się pani nie dziwi!... Bywają nieraz na świecie głupstwa do przesady posunięte, a ja nie chcę okryć się śmiesznością.
Pani Karolina ze zdziwieniem patrzyła na Maksyma zmieszana tem, czego ze słów jego domyślać się musiała. W naglącej tej chwili nie miała ani czasu, ani ochoty do żądania bliższych wyjaśnień.
— A mnie? — spytała nagle — czy mnie osobiście pożyczyłbyś pan te dwa tysiące franków?
— Pani... pani.. — wahająoc powtarzał Maksym, nie przestając gładzić paznogci i wpatrując się w nią bystrym wzrokiem, jak gdyby chciał przejrzeć do głębi jej serca.
— Pani... to co innego — dokończył wreszcie — pani nie mogę odmówić... Zresztą pani posiadasz tyle zręczności, że niezawodnie zmusisz go do oddania.
Potem wyjął z biurka dwa błękitne banknoty po tysiąc franków i oddając je pani Karolinie, ujął obie jej ręce i uścisnął je serdecznie z poufa-