Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No! niechże mi pani da teraz przynajmniej dwa tysiące franków, to na resztę poczekam. Ale uczynienie zadość i temu żądaniu było równie kłopotliwem dla pani Karoliny. Zrozpaczona zadawała sobie pytanie, zkąd dostać owe dwa tysiące franków, gdy nagie przyszło jej na myśl, aby się zwrócić do Maksyma. Nie zastanawiając się dłużej, przypuszczała, że on zgodzi się zapewne zachować całą tę sprawę w tajemnicy i że nie odmówi pożyczki niewielkiej sumy, którą za parę miesięcy ojciec zwróci mu z wdzięcznością. Powziąwszy taki zamiar, pożegnała Méchainową, przyrzekając, że nazajutrz przyjedzie po Wiktora.
Piąta była dopiero. Pałając chęcią zakończenia tej sprawy jak najprędzej, wsiadła do dorożki i kazała jechać na ulicę L’Impératrice, gdzie mieszkał Maksym. Lokaj, otworzywszy jej drzwi oświadczył, że pan jego ubiera się teraz.
— Ale pomimo tego pójdę zaraz powiedzieć, że pani chce się z nim widzieć — dodał łaskawie.
Wszedłszy do saloniku, pani Karolina w pierwszej chwili doznała przykrego uczucia, że tchu w piersiach jej braknie. Mieszkanie Maksyma urządzone z przepychem świadczyło o zamożności właściciela. Kosztowne obicia pokrywały ściany, miękie kobierce głuszyły odgłos kroków, delikatna aromatyczna woń unosiła się w ciepłych cichych pokojach. Ładnie tu było, uroczo i zacisznie, pomimo braku ręki kobiecej, gdyż młody