Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moją własność. Chcąc wyświadczyć przysługę Rozalii, płaciłam jej za nie częściowo. Niech pani spojrzy... oto tu na drugiej stronie, wszystkie są cedowane. Już i tak daję dowód szlachetności, nie licząc procentów. Niechże się państwo zastanowią, czy można żądać, aby taka biedna kobieta jak ja, miała tracić choć grosz!
Gdy pani Karolina zmęczona tą gadaniną uczyniła ręką ruch przyzwolenia na znak, że przyjmuje rachunek, Méchainowa odezwała się znów cienkim, piskliwym głosikiem:
— A teraz każę zawołać Wiktora.
Ale napróżno wysyłała kolejno trzech malców wióczących się po podwórzu; napróżno sama wychodziła przed dom, krzycząc i gestykulując żywo: Wiktor oświadczał stanowczo, że nie ruszy się z miejsca. Jeden a wysłanych chłopców powtórzył nawet brzydkie przekleństwo, jakiem Wiktor odpowiedział na wezwanie. Straciwszy cierpliwość, Méchainowa ruszyła się z miejsca, widocznie z zamiarem przyciągnięcia chłopca za ucho. Po obwili jednak powróciła sama: przyszło jej bowiem na myśl, że lepiej może będzie, aby pani Karolina przekonała się naocznie o wstrętnej nędzy.
— Gdyby pani była łaskawa pójść za mną.
I w drodze opowiadała szczegóły tyczące się tego domu, który mąż jej otrzymał w spadku po swym wuju. Nikt nie znał nigdy jej męża, który widocznie oddawna już umarł a o którym wspo-