Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Znając zwykły bieg myśli pani Karoliny, Saccard bez trudu wyczytał na jej twarzy owe świetnej przyszłości nadzieje.
— Tak, spekulacya! Dlaczegóż ten wyraz trwogą panią przejmuje? Ależ spekulacya — to najsilniejszy bodziec w życiu, to owo niczem nieugaszone pragnienie, które nas pcha do walki i do życia!... Gdybym śmiał uczynić jedno porównane, przekonałbym panią natychmiast.
Roześmiał się, ulegając na chwilę skrupułom delikatności. Wreszcie zwykła brutalność w postępowaniu z kobietami wzięła górę i bez wahania już dodał:
— Niechże się pani zastanowi, czy bez... jakżeby to powiedzieć?... czy bez rozpusty rodziłoby się wiele dzieci? Na sto dzieci, których moglibyśmy być ojcami, jedno zaledwie na świat przy chodzi. Nadużycie zatem daje to, co jest konieczniem, nieprawdaż?
— Bez wątpienia — odparła zawstydzona.
— A zatem, tak samo bez spekulacyi niepodobna byłoby dokonać żadnych interesów. Pocóżbym do licha miał wydawać pieniądze i narażać swe mienie, gdybym się nie spodziewał wzamian wielkich rozkoszy, niepojętej szczęśliwości otwierającej mi niebo? Przy umiarkowanem, prawem dozwolonem wynagrodzeniu za pracę, przy rozsądnej równowadze pospolitych tranzakcyj życie jest li tylko martwą, jednostajną pustynią, bagniskiem, w którem wszystkie siły wię-