Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

banku — naczelnikowi wydziału emisyjnego. Ściemniać się zaczynało; wielka poważna sala nader smutne sprawiała teraz wrażenie, rada uznała zatem postanowienia swe za dobre i wystarczające, poczem wszyscy się rozeszli, ustanowiwszy, że zebrania odbywać się będą dwa razy na miesiąc: zebranie małej rady o piętnastego, a wielkiej rady — co trzydziestego każdego miesiąca.
Saccard i Hamelin poszli razem na górę do gabinetu inżyniera, gdzie zastali czekającą na nich panią Karolinę, Od pierwszego rzutu oka domyśliła się z zakłopotania brata, że i tym razem uległ słabości, to też w pierwszej chwili nie mogła zapanować nad oburzeniem.
— Ależ to nie ma żadnego sensu! — zawołał Saccard. — Niechże się pani zastanowi nad tem, że prezes pobiera trzydzieści tysięcy franków, która to suma podwojoną zostanie, gdy interes szersze przybierze rozmiary. Nie jesteście dość bogaci, abyście mieli prawo zrzekać się dla fantazyi takich korzyści. Chciałbym wreszcie wiedzieć czego się pani obawia?
— Wszystkiego — odparła pani Karolina. — Mego brata nie będzie w Paryżu, a ja nie znam się wcale na interesach pieniężnych. Ot, naprzykład te pięćset akcyj, któreście zapisali na jego imię, a za które on nie dał ani grosza. Czy nie poczytanoby mu tego zz winę w razie, gdyby się cała operacya nie powiodła?