Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co pan każę sobie podać? — w tej chwili ozwał się obok Saccarda głos kelnera.
— Wszystko mi jedno. Podaj mi zresztą kotlet i szparagi.
Kelner zawrócił się, lecz Saccard przywołał go znowu.
— Czy wiesz z pewnością, że pan Huret nie był tu przedemną? Może już wyszedł?
— Nie, proszę pana. Jestem pewien, że go tu dotąd nie było.
Niewesołem w istocie było położenie Saccarda po zaszłej w październiku katastrofie, skutkiem której musiał raz jeszcze zlikwidować swój interes, sprzedać pałac w parku Monceaux położony i przenieść się do wynajętego mieszkania: teraz tacy tylko ludzie jak Sabatini mu się kłaniają... gdy wszedł do restauracji, w której niegdyś królował, wszyscy nie zwracali oczu na niego, nie witali go dłoni uściskiem. Dobrym był graczem, nie oburzał się na skutki ostatniej tej skandalicznej i zgubnej operacyi, z której zaledwie wyszedł cało, ale cała jego istota pałała żądzą odwetu. Nadewszystko zaś gniewała go nieobecność Hureta, który przyrzekł najuroczyściej, że stawi się tutaj o jedenastej, aby mu zdać sprawę z rezultatu swoich zabiegów. Saccard polecił Huretowi porozumienie się z bratem swoim Rougonem, ministrem stojącym wtedy u steru władzy. Huret, uległy deputowany, kreatura wielkiego męża stanu będący, zawinił jedynie