Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

buchnąć i wszystko w perzynę zamienić. Lista przekupionych senatorów i deputowanych była we wszystkich rękach, komentowano sumy, za jakie kto się sprzedał, głośno czytając, że Barroux otrzymał dwakroć sto tysięcy, Monferrand osiemdziesiąt, Fousègne piędziesiąt, Duthil dziesięć, Chaigneux trzy, a tamten tyle, a jeszcze tamten inny tyle, i tak aż do końca, aż do ostatniego nazwiska z oskarżonych. Dziś zaś, kiedy rzecz cała stała się jawną i wiadomą, każdy dodawał swoje uwagi, przypuszczenia i ztąd zaroiły się tak potworne plotki, że nikt już prawdy odplątać nie zdoła. Tak, korytarze Izby są dziś niezmiernie ciekawem polem dla spostrzegawczego umysłu! Wicher się zerwał, przerażając jednych, a radośnie podniecając drugich. Są tam twarze blade, wylękłe, z trzęsącemi się ustami, a są także twarze nabrzękłe, rozczerwienione, jakby je rozsadzała dzika radość blizkiego zwycięztwa. Bo w rezultacie, do czegoż zmierza to majestatyczne, głośne oburzenie? To odwołanie się do nieposzlakowej uczciwości parlamentu? Szumnie brzmiące słowa o moralności, poszanowaniu własności? Wszystko to redukuje się do kwestyi osobistych, do tego, czy ministeryum zostanie obalone, a jeżeli to nastąpi, jakie figury wejdą w skład nowego gabinetu. Zdaje się, że Barroux przepadł, lecz czyż można wiedzieć, co wyniknie wśród takiego ogólnego wzburzenia... Krą-