innych wymarłych religij. Powróciwszy do Paryża ze swej pielgrzymki do Rzymu, Piotr szukał ratunku w wierze w miłosierdzie. Lecz i tu wkrótce napotkał się z bankructwem swoich usiłowań. Zwątpił, by można było zbawić ludzkość drogą jałmużny, nie przynosiła ona pożądanego leku na ogrom nędzy i cierpienia. Przerażony strupieszałością instytucyj społecznych, nie widział sposobu ich naprawy i zrozpaczony, zaczął wyczekiwać katastrofy, któraby we krwi i pożodze zniszczyła świat stary, zbrodniczy i niegodny istnienia. Rzuciwszy taki wyrok, Piotr skazał samego siebie na nicość i żył zamknięty w sobie, złożywszy swą dumę w ścisłem spełnianiu przyjętego obowiązku. Był księdzem niewierzącym, lecz uczciwie czuwał nad wiarą innych. Wtem niespodziewane spotkanie się z Wilhelmem nadało odmienny kierunek dotyczasowemu jego życiu.
Zdarł ze swych ramion kłamliwą odzież księdza i stał się człowiekiem, odzyskawszy prawo do życia, do jego uciech i pracy krzepiącej zdrowie i dającej siły.
Dumania Piotra przerwał Tomasz zażądaniem potrzebnego mu narzędzia, po które musiał iść na drugi koniec pracowni. Idąc tam, usłyszał wyraźnie głos Bache’a, który mówił:
— Gabinet ministrów podał się dziś rano do dymisyi... Vignon miał już tego dosyć... Nie chcąc się zużyć, wolał się wycofać, pewien, że znów na niego przyjdzie kolej.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/488
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.