Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rycz odstępstwa z jego strony, na okropność dramatów które szarpałyby jesień jej życia... Ewa mówiła spokojnie, jak do ukochanego swojego dziecka, któremu chce zapewnić szczęśliwą przyszłość, chociażby kosztem najcięższej ze swej strony ofiary. Spuściwszy oczy, słuchał jej z wdzięcznością, już nie przecząc jej, lecz rad że się ona nim zajmuje, gotów poddać się wszystkiemu czego ona zapragnie, wierząc, że pragnie ona szczęśliwej dla niego przyszłości. Wszak mówiła już teraz o możliwości małżeństwa jego z Kamillą.
— Wiem, drogi Gerardzie, że małżeństwo z moją córką, odrazu zapewniłoby ci wszystko o czem dla ciebie marzę. Ożeniwszy się z Kamillą, z przyczyn, o których nie potrzebuję ci wspominać, miałbyś życie szczęśliwe i zapewnione dostatki... A co ludzie mogliby o tem powiedzieć — pocóż mamy na to zwracać uwagę?... Nie my pierwsi, tyle i tyle jest dokoła nas gorszych jeszcze przykładów... Nie chcę zmniejszać naszej winy, lecz na poczekaniu mogłabym wyliczyć ze dwadzieścia rodzinnych kółek, gdzie dzieją się codziennie bardziej gorszące sceny... A chociaż wspominałam przed chwilą, że pieniądze tylko pogłębiają przepaść pomiędzy twoim a naszym światem, to nieprawda! Pieniądze wszystko uwzględniają, zbliżają, tłomaczą! I gdybyś się ożenił z Kamillą, to każdy tylko zazdrościć ci będzie, a nikt nie znajdzie słowa nagany!