Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niemając pewności przyczyn. Trzeba sprawdzić, czy ma rzeczywisty powód ku temu. Tylko Marya może tę kwestyę rozstrzygnąć. Jej zatem postawi pytanie i dowie się wszystkiego, bo ona odpowie mu ze szczerością, o której niewolno mu powątpiewać. Będzie to najwłaściwsze rozwiązanie ciążących nad nimi udręczeń. Tylko rozmowa z Maryą może rozjaśnić tę tajemnicę, a wtedy czas będzie powziąść stanowczą decyzyę.
Zasnąwszy dopiero nad ranem, Wilhelm wstał rozbity, lecz uspokojony, wiedział teraz co powinien uczynić, by nie powtarzały się w nim burze, podobne do tej, jaką przebył dzisiejszej nocy.
Marya była właśnie dziś zrana bardzo wesoła. Może czuła się zdrowszą po wczorajszym długim spacerze, bo w towarzystwie Piotra i Antoniego pojechała bicyklem aż do Montmorency, gdzie napotkali drogi jak najgorsze, lecz wrócili rozbawieni niespodziewanemi przeszkodami, które ich tylko nieco opóźniły. Wilhelm był w ogrodzie, gdy Marya, śpiewając, wybiegła z, pralni, gdzie, zawinąwszy rękawy, dopomagała przy płókaniu bielizny.
— Maryo!
Zatrzymała się, pytając:
— Co?... Czy chcesz mi co powiedzieć?...
— Tak, pragnę z tobą pomówić o rzeczach bardzo ważnych.