dnej, dyplomatycznej sprawie, której się podjął. Szło tu ni mniej ni więcej, jak o ważny manewr, mający przyśpieszyć występ Sylwii na scenie teatru Komedyi francuzkiej. Wmówiła ona w Duvillarda, że powinien wydać obiad na cześć pewnego z wpływowych krytyków. Twierdziła, że gdy zostanie mu przedstawioną, oczarowany przez nią użyje wszelkich środków, by zmusić administracyę teatru do dania jej upragnionej roli. Otóż wpływowy krytyk był człowiekiem surowym i unikającym tego rodzaju zaprosin. Wręcz więc odmówił, a Duthil, tem niezrażony, i przejęty ważnością poruczonej mu przez barona misyi, od trzech dni bezustannie biegał po Paryżu, poruszając wszystkie swoje stosunki, błagając ludzi znanych i nieznanych, by wpłynęli na starego mruka. Wreszcie zwyciężył i, niosąc tę nowinę, Duthil był rzeczywiście upojony swojem zwycięztwem.
— Drogi baronie, dziś, o godzinie wpół do ósmej! Ależ się zmordowałem! Dalibóg łatwiejby mi było przeprowadzić w izbie uchwałę nowej emisyi jakichkolwiek papierów.
Śmiał się, rozglądał dokoła, niezmiernie uradowany powodzeniem. Duthil przedewszystkiem chciał się bawić i prowadzić wesołe życie, zaś rolę deputowanego rozumiał tylko jako najdogodniejszą ku temu drogę. Sumienie tego człowieka, zajmującego się polityką, pozwalało mu
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/448
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.