Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Duvillard. Wszyscy paryzcy reporterzy zwiedzili fabrykę Grandidiera, rozmawiali z właścicielem i z robotnikami, podawali własne komentarze, oraz mnóstwo objaśniających rysunków. Niektórzy obiecywali czytelnikom, że osobiście zajmą się wyśledzeniem sprawcy zamachu i dostawią go policyi, z której niedołęztwa żartowano, siląc się na dowcipy. Zapanowała gorączkowa żądza polowania na ukrywającego się przestępcę, a podniecona dziennikarska werwa stwarzała potworne o nim opowiadania, siejąc postrach zapowiedzią o nowych bombach, mających wybuchnąć w różnych dzielnicach Paryża. „Głos ludu“ odznaczał się płodnością codziennie drukowanych artykułów, niecących postrach między przerażoną publicznością. Oznajmiał o plakatach, rozlepianych na murach przez anarchistów, o listach przez nich rozsyłanych, a pełnych najstraszliwszych pogróżek, o spiskach knowanych przeciwko bezpieczeństwa mieszkańców stolicy. Nigdy jeszcze zaraza niedorzecznych plotek nie szerzyła się tak uporczywie w paryzkiej prasie, siejąc szaleństwo strachu w umysłach czytelników.
Każdego poranku Wilhelm niecierpliwie oczekiwał nadejścia dzienników, drżąc na myśl, iż wyczyta w nich wiadomość o aresztowaniu Salvata. Zaciekła kampania prowadzona przez prasę, i stek bredni, wypowiadanych przez nią z uporczywą natarczywością, drażniły Wilhelma, odbierając mu możność spokojnego myślenia.