wesołą, powtarzając z młodzieńczemi wybuchami śmiechu, iż natura jest najlepszą mistrzynią życia, a gdy przy nowo zdarzającej się okazyi wyjścia zamąż, Wilhelm nalegał, by się zdecydowała, spytała się go zdziwiona, czy naprawdę chce się jej pozbyć ze swego domu?... Ona bowiem czuje się tutaj bardzo szczęśliwą a przytem pożyteczną, pocóż więc ma to wszystko porzucać, narażając się na los gorszy?... Byłoby to niedorzecznością, ponieważ dotąd nikt w jej sercu miłości jeszcze nie wzbudził.
Powoli zrodziła się myśl możliwości małżeństwa pomiędzy Maryą a Wilhelmem, a zczasem projekt ten wydał się całej rodzinie rodzajem konieczności dla zabezpieczenia istniejącego a szczęśliwego stanu rzeczy. Wilhelm nie ożenił się powtórnie dotąd, powstrzymany myślą wprowadzenia obcej kobiety, która może byłaby popsuła istniejącą harmonię domową, otóż obecnie nic podobnego nie zagrażało, a młodość i wdzięk Maryi pociągająco nęcić go poczynały. Zdaniem Wilhelma mężczyzna nie powinien pozostawać w stanie bezżennym; jeżeli osobiście nie ożenił się dotąd powtórnie, pomimo że czuł się pełnym zdrowia i siły, uczynił to, poświęcając się dla dobra otaczającej go rodziny, w pracy zaś znajdował ukojenie porywów cielesnych. Zważywszy na różnicę wieku, nie byłby się odważył pierwszy zacząć mówić o możliwości małżeństwa z Maryą, lecz trzej jego synowie wraz z babką, podsunęli
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/264
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.