Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kolwiek oburzał się przeciwko okrucieństwu działalności anarchistów, wszakże czuł się wzruszony ich wiarą, tak pełną naiwności, iż burząc, sieją nadzieję szczęścia ludzkości i wyzwolenia przyszłych pokoleń. O Mège’u wyrażał się z lekceważeniem, utrzymując, że z chwilą jak został deputowanym, przekształcił się w retora i teoretyka, marzącego o dyktaturze. Janzen, stojąc, spoglądał na rozmawiających, a na zimnej jego twarzy zarysował się wyraz ironii. Od czasu do czasu rzucał wszakże słów kilka, ostro zaznaczając swe krańcowe przekonania, wierzył, że tylko za pomocą anarchii świat może być zbawiony, a więc, nie bawiąc się w te lub inne polityczne odcienia, należało wszystko zburzyć, by wszystko rozpocząć na nowo.
Piotr pozostał w pobliżu chorego brata i z najwyższym zajęciem przysłuchiwał się rozmowie. Wszystko, w co dotychczas wierzył, wszak już bezpowrotnie runęło, pozostawiając po sobie pustkę, która go napawała jadem goryczy. Z chciwością więc słuchał rozmowy tych ludzi, tak odmiennych, tak różniących się poglądami, a poruszających obecnie najzawilsze zadania i dążności wieku, z których miała się narodzić nowa wiara, oczekiwana przez dzisiejsze społeczeństwo demokratyczne. Pierwszymi zwiastunami tej ery byli Wolter, Diderot, Rousseau i odtąd myśli przez nich rzucone, obficie zakiełkowały w wielu umysłach, wydając myślicieli, którzy na tej podsta-