Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mniej zdawało się im obu. Wilhelm był przekonany, że Piotr jest księdzem z powołania i że niezachwianą posiada wiarę w świętość swego posłannictwa, zatem jest człowiekiem najzupełniej od niego odmiennym, niemogącym mieć żadnego wspólnego z nim poglądu. Każdy z nich zamieszkiwał świat inny, i każda myśl o życiu była zaporą, niedozwalającą na żadne zbliżenie. Piotr zaś uważał Wilhelma za wykolejonego, i prowadzenia podejrzanego. Przypuszczał, że nawet nie wziął ślubu z matką swych trzech synów a obecnie miał zamiar ożenienia się z młodą dziewczyną, która u niego mieszkała, niewiadomo zkąd się tu zabłąkawszy. Wiedział prócz tego, że Wilhelm bardzo daleko posuwał egzaltacyę swych idei. Jako uczony a przytem jako rewolucyonista, wszystkiemu przeczył, gotów się dopuścić nawet najgwałtowniejszych czynów, sympatyzując z potwornemi widziadłami anarchizmu. Te mając o sobie pojęcia, lękali się rozmowy, bo cóż mogli powiedzieć innego, jak drażniące słowa?... Pozostawali więc każdy ponad brzegiem przepaści, bolejąc, że nie zdołają przerzucić po nad nią deski pokoju. Lecz po za szarpiącemi temi myślami, serca ich ogrzane płakały, bolejąc, stęsknione do braterskiego wylewu uczucia.
Piotr pamiętał, że Wilhelm był już raz prawie że zamięszany w wykrytej anarchistycznej sprawie, i dla tego nie miał odwagi zapytać go teraz o szczegóły, chociaż przypuszczał, że kiedy pra-