Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedziała własna jej córka! Przypomniał sobie okrucieństwo słów i wzroku Kamili i zdawało mu się, że słyszy z hukiem roztwierającą się przepaść, mającą pochłonąć istniejący ustrój rodzin burżuazyjnych: ojciec u prostytutki, matka w objęciach kochanka, córka i syn o tem wiedzący, i podczas gdy syn osuwał się w zwyrodniałości instynktów, córka dyszała żądzą wyrwania matce kochanka i zostania jego żoną. A pomimo dziejące się bezeceństwa, wykwintne powozy żwawo cwałowały tam i napowrót wspaniałą aleją, a bocznemi chodnikami przelewał się tłum strojny i wesoły, wszyscy ci ludzie zdawali się tchnąć rozkoszą używania, bynajmniej się nie troszcząc że już otwarta jest otchłań, że koło niej wirują, że w nią wpadną i pochłoniętymi zostaną.
Doszedłszy do Letniego cyrku, Piotr niespodziewanie ujrzał Salvata siedzącego na ławce. Zapewne odpoczywał po mozolnym trudzie szukania jakiejkolwiek pracy. Zdawał się być mocno przygnębiony, znużony i głodny, chociaż pod roboczą płócienną kurtką widniał jakiś pakunek, zapewne kawał znalezionego chleba, który chciał donieść w całości do domu... Plecami oparty o poręcz ławki, wpatrywał się zamglonym wzrokiem w zabawę dzieci, które łopatkami gromadziły pagórki z piasku a potem rozbijały je nogami. Zaczerwienione powieki robotnika nabrzmiewały łzami a na zbolałych, bladych ustach krążył uśmiech niewypowiedzianej słodyczy. Ogarnięty współczuciem