Strona:PL Zola - Płodność.djvu/934

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zaśmiał się szyderczo. Potem kiedy Walentyna i Konstancya, milczące, cokolwiek zrażone tą wonią fermentu życia, zawróciły zwolna dążąc do pozostawionego towarzystwa, począł piorunować na wiek obecny i rozwijać dawne swe teorye, bez żadnego wstępu lub przejścia nawet. Być może, że głucha uraza zazdrosna popychała go do protestowania przeciw zwycięstwu życia, którem rozbrzmiewał folwark cały.
— Wyludnienie, ach! to pewna, nie postępuje dość szybko! Ten Paryż, co chciał umrzeć, doprawdy niemało na to potrzebuje czasu! W każdym razie stwierdzić można już niektóre pomyślne symptomata, boć bankructwo coraz poważniejsze przybiera rozmiary wszędzie: w nauce, polityce, literaturze i sztuce nawet. Wolność skonała już. Demokracya drażniąc instynkta ambicyi, rozkiełznawszy walkę wzajemną klas o władzę, dochodzi do szybkiego już rozkładu socyalnego. Dotąd motłoch jeszcze tylko, ci maluczcy, pokorni, płodzili dzieci przez głupotę, na swych gnojowiskach ciemnoty i nędzy. Co do wybranej części społeczeństwa: inteligencyi, bogaczy, ci coraz to mniej wydawali na świat potomków, co pozwalało spodziewać się, że przed szczęśliwą zagładą ostateczną nastanie okres cywilizacyi znośnej, kiedy się zostanie między sobą tylko, w nader małej liczbie, nieco mężczyzn tylko i nieco kobiet, doszłych do najwyższego szczytu wyrafino-