Strona:PL Zola - Płodność.djvu/915

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

męża, który jej wciąż powtarzał: „Cóż chcesz żebym zrobił? trzeba mi przecież koniecznie pomocnika a Dyonizy czy obcy jaki człowiek, toć wszystko jedno; wreszcie ja mu spłacę tę cześć zanim rok minie a wtedy usunę go z fabryki jeśli mi będzie niedogodnym!“ I milkła, aby mu znów nie rzucić w twarz całej jego sromoty, w rozpaczy, że czuje jak mury domu walą się na jej głowę kawałek po kawałku.
Wtedy to Dyonizy pomyślał, że nadszedł czas urzeczywistnienia dawnego projektu małżeństwa z Martą Desvigne. Ta młodsza siostra Karoliny, ta nierozłączna przyjaciółka Róży czekała już na niego od trzech lat blisko z jasnym uśmiechem i wyrazem tkliwej rozwagi na twarzy. Znali się dziećmi jeszcze, przysięgali sobie nieraz miłość na wszystkich pustych ścieżynach Janville; ale powiedzieli sobie, że przyśpieszać nie będą połączenia, że szczęście całego życia warte jest tego, aby poczekać aż będzie się miało odpowiednie siły i wiek do poważnego założenia rodzinnego ogniska.
Dziwiono się bardzo, że chłopiec mający przed sobą tak wielką przyszłość, dziś już w dwudziestu sześciu latach zajmujący świetną pozycyę, obstawał gwałtem przy małżeństwie z dziewczyną, która nie wnosiła mu ani grosza. Mateusz i Maryanna śmieli się i zezwalali, wiedząc, że syna ich skłaniały do tego ważne pobudki. Nie chciał wziąć żony bogatej, która kosztowałaby