Strona:PL Zola - Płodność.djvu/896

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oczekiwania na ten zgiełk spodziewany, który ma się rozledz od strony fabryki, na ten popłoch, ciężkie kroki, wrzawę głosów; powstrzymywała oddech, drżała za najlżejszym dochodzącym ją szmerem. Ale spokój nie miał końca, dobiegało ją ztamtąd tylko milczenie. Minuty przechodziły, czuła się szczęśliwą w tej ciszy ciepłej swego salonu. Była to jakby spokojna przystań uczciwej mieszczanki, pełna godności i zbytku, w której czuła się osłoniętą przed niebezpieczeństwem, ocaloną. Przedmioty dobrze znane codziennego użytku: flakon kieszonkowy, przyozdobiony opalem, nóż do przecinania papieru z palonego srebra, pozostawiony w jakiejś książce, wszystko to uspokoiło ją do reszty. Zastawała je na swojem miejscu, wzruszało ją, że je widzi znowu, jakby nabrały dla niej nowego znaczenia. Potem przeszedł ją dreszcz, spostrzegła, że ma ręce jak lód zimne. Zlekka potarła je, chcąc rozgrzać cokolwiek. Dlaczego teraz właśnie doświadcza takiego niezmiernego znużenia? Zdawało jej się, że powraca z jakiejś bardzo dalekiej przechadzki pieszo, że wyszła z jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, że ją ktoś obił kijem i poranił. Obok tego napadała ją dziwna jakaś senność, taka jak po zbyt obfitem najedzeniu się, kiedy się długo głód cierpiało. Czasami widywała w takim właśnie stanie męża, kiedy powracał z wieczorów spędzonych na rozpuście, do tego stopnia przesycony fizycznie, że zasypiał sto-