Strona:PL Zola - Płodność.djvu/864

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozpaczą. Na krzyk Maryanny i Mateusza, zbiegł się cały folwark i wnet napełnił okropnym hałasem a potem zapadł w wielką ciszę śmierci; ustała na nim wszelka praca, wszelkie życie. I stali tam wszyscy wylękli, przybici, reszta dzieci: mały Mikołaj, który nie pojmował jeszcze tego, co się stało; Grzegorz, paź wczorajszy; trzy damy honorowe, Ludwika, Magdalena i Małgorzata; najstarsi, najbardziej dotknięci, Klara i Gerwazy. Ale byli i inni jeszcze po drogach, starsi, Błażej, Dyonizy, Ambroży, którzy unoszeni parą pędzili teraz ku Paryżowi w tejże samej chwili, nie przeczuwając jak straszny grom dotknął rodzinę. Gdzież ich pochwyci wieść okropna? w jak okrutnej rozpaczy tu powrócą. A ten doktór, co miał podążyć! I naraz pośród zamięszania i osłupiałego przestrachu, wybuchnął krzyk Fryderyka, narzeczonego, ryk straszny boleści. Odchodził od zmysłów, szalał, chciał się zabić, mówiąc, że to on był jej zabójcą, że powinien był przeszkodzić Róży, powstrzymać tą od tego powrotu wśród ulewnego deszczu. Odciągnięto go gwałtem, trzeba go było uprowadzić z folwarku, w obawie nowego jakiego nieszczęścia. Nagłe jego szaleństwo przerwało tamę serc wszystkich: wybuchły łkania, rozległ się lament nieszczęsnych rodziców, braci, sióstr, całego Chantebled, ogłuszonego w pierwszej chwili gromem, które śmierć po raz pierwszy nawiedzała.