Strona:PL Zola - Płodność.djvu/827

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wtedy już zaniepokoiła się na dobre.
— Jakto! miał przyjść do mnie!... Nie, nikt tu nie przychodził... A pan myśli, że mógłby przyjść? Ależ ja tego nie chcę! ależ jabym straciła głowę! Duży piętnastoletni chłopak miałby mi spaść na kark; ja go nie znam, ja go nie kocham!.. Och! nie, och! nie; nie dopuść pan do tego, ja go nie chę widzieć, nie chcę!
I zalała się łzami, namiętnym ruchem pochwyciła malca, siedzącego obok niej i przycisnęła go do piersi, jakby chciała go obronić przed tym drugim, nieznanym, obcym jej, którego zmartwychwstanie mogło temu odkraść część jego miejsca.
— Nie! nie! ja mam jedno tylko dziecko, jedno tylko kocham, nie chcę drugiego, nigdy, nigdy!
Bardzo wzruszona podniosła się Cecylia, chcąc z kolei wypowiedzieć swoje zdanie. Jeśli przyjdzie jednak, jakże wyrzucić go za drzwi? I ona także opłakiwała już ich dotychczasowe szczęście, mimo całej litości nad opuszczonym. Mateusz musiał je upewniać, że podobne odwiedziny zdają mu się czemś nieprawdopodobanem zupełnie. Nie opowiadając im całej istotnej historyi, wspomniał tylko o zniknięciu tego chłopca, Tłómaczył, że nie zna on nazwiska nawet swej matki. A kiedy wreszcie je opuścił, obie siostry kleiły znów dalej pudełka, uspokojone, śmiejąc się do