Strona:PL Zola - Płodność.djvu/796

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nia obu panów, milczała. Następnie, nie zwracając się nawet do męża, spytała wprost:
— Żyje, nieprawdaż?
Mateusz nie mógł powiedzieć nic innego jak prawdę. Odpowiedział więc jej potakującem skinieniem głowy. Beauchêne zaś, zrozpaczony, spróbował ostatniego jeszcze wysiłku:
— Ależ, moja kochana, upamiętaj się, bądź rozsądną. Mówiłem przed chwilą właśnie, że nie wiemy nawet, co on wart ten chłopiec. Przecież nie zechcesz zamącać nam twoją fantazyą życia.
Oschła i zimna poglądała na niego z miną surową. Odwróciła się wreszcie od niego plecami, żądając, aby jej wymieniono imię dziecka, nazwisko kołodzieja i nazwę wioski.
— Dobrze! mówisz, że Aleksander-Honoryusz, u stelmacha Montoir w Saint-Pierre, koło Rougemont, w Calvados... Zatem, kuzynie kochany oddaj mi tą przysługę i prowadź dalej rozpoczęte poszukiwania, postaraj się o stanowcze informacye dla mnie, co do nawyknień i charakteru tego chłopca. Będziesz ostrożnym, nieprawdaż? nie wymieniaj nikogo... Dziękuję już, dziękuję za wszystko co dla mnie robisz!
I wyszła, nie tłomacząc się z niczego, nie objawiając mężowi nawet swych zamiarów, może tak niejasnych jeszcze, że sama nie umiałaby ich sformułować teraz. On, wobec tej pognębiającej wzgardy, uspokoił się zupełnie. Pocóż miałby