Strona:PL Zola - Płodność.djvu/794

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

twierdził, jeśli się nie przeszedł po śniadaniu. Prawdą, wszakże było, że od czasu zerwania z żoną poświęcał zwykle całe poobiedzia pewnej dziewczynie z bawaryi, której niedawno właśnie umeblował był mieszkania.
— Ach! mój kochany — westchnął, przeciągając się leniwie — stanowczo mam krew skłonną do gęstnienia. Ruch jest dla mnie koniecznym. Inaczej zdechnę.
Ale rozbudził się całkowicie, skoro tylko Mateusz bardzo jasno i prosto oznajmił mu cel swej wizyty. Z początku nie zrozumiał dobrze, tak ta cała historya wydała mu się nadzwyczajną i niedorzeczną.
— Co? co ty mówisz? To moja żona mówiła ci o tem dziecku? jej przyszedł do głowy świetny pomysł wywiadywania się o nie, szukania?
Szeroka jego twarz krwista, poczęła się mienić; jąkał się, przejęty gniewem. A kiedy dowiedział się o stanowczej misyi, jaką obarczyła kuzyna, wybuchnął na dobre.
— Ależ to waryatka! powiadam ci, że to waryatka skończona! Czy widział kto kiedy podobne urojenia? Co rano nowe jakieś wymyśla hece, nowe udręczenie, żeby mnie doprowadzić do stracenia zupełnie już głowy.
Spokojnie Mateusz zakonkludował w końcu:
— Powracam zatem z domu podrzutków, gdzie dowiedziałem się, że dziecko to żyje. Mam adres jego... A teraz co mam robić?