Strona:PL Zola - Płodność.djvu/771

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

je mieć wtenczas kiedy chcemy... Gdyby się nie oszukiwało trochę, życie byłoby zgoła niemożliwem.
— Co powiedziałbyś pan — odparł doktór — o jegomości, który mając jabłoń, obrywałby z niej kwiaty, ilekroć drzewo pokrywa się niemi a potem dziwiłby się widząc, że nie wydaje jabłek?.. Pan źle obchodziłeś się z drzewem, więc też stało się nieurodzajnem.
Kiedy na trzeci dzień po tej rozmowie, Boutan wyegzaminował Konstancyę, utwierdził się tylko w swej dyagnozie, jakkolwiek nie mógł jej sformułować inaczej jak tytułem hypotezy nieskończenie prawdopodobnej, te źródła życia bowiem są tak ciemne, że czytać w nich z całą pewnością nie można.
Okazał się bardzo ostrożnym, bardzo wstrzemięźliwym w słowach, nie chcąc od razu przywodzić jej do rozpaczy. Przez chwilę nawet udawał, że potwierdza jej zarzuty względem męża i zwalanie na niego winy, przyznając, że nieporządne życie, znużenie, nadmiarem brudnych miłostek wywołane, mogły nadwątlić jego siłę i złamać go przedwcześnie. W każdym razie jednak, była ona bądź co bądź zmuszoną wyłączną nadzieję swej płodności pokładać w tym człowieku, silnym jeszcze i zdrowym, mimo wybryków i trwonienia życia. I w końcu dał jej do zrozumienia, że u niej wywiązały się pewne nieprawidłowości organów, które będzie pielęgno-