gle, podjąć odważnie walkę, tak, jak ją podjął niegdyś jego ojciec, przez wzgląd na liczną rodzinę, której mógł spodziewać się w przyszłości.
Pewnego ranka, kiedy szedł na górę po rozporządzenia Maurycego, dowiedział się od samejże Konstaucyi, że nie pozwoliła dziś wstać z łóżka synowi, ponieważ był jakiś znużony po źle spędzonej nocy. Nie okazywała zresztą zbytniego niepokoju: ot, zmęczenie tylko po prostu po tym tygodniu nadmiernej pracy, jaką mieli obaj z powodu znacznego zamówienia, które całą fabrykę w ruch wprawiło. A przytem poprzedniego dnia Maurycy zmęczony, zgrzany, z gołą głową był tyle nieostrożnym, że dość długo stał w szopie na przeciągu, kiedy robiono próbę z maszyną. Wieczorem zdeklarowała się gwałtowna gorączka, posłano jaknajśpieszniej po Boutana. Nazajutrz lekarz zatrwożony, acz nie przyznawał się do tego, piorunującym postępem choroby, zażądał konsylium; przybyli dwaj koledzy szybko zgodzili się na jedno. Było to galopujące zapalenie płuc z charakterem osobliwie zakaźnym, tuberkulicznym, jak gdyby choroba padając na grunt podatny z gwałtownością pożaru ogarniała i pustoszyła cały organizm.
Beauchêne’a nie było w domu, podróżował znowu jak zawsze. Konstaucya, mimo poważnych min lekarzy, którzy nie chcieli powiedzieć jej wprost prawdy brutalnie, choć wzrastał w niej
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/707
Wygląd
Ta strona została skorygowana.