Strona:PL Zola - Płodność.djvu/704

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nia, wbrew przeszkodom i boleści, umiejąca zrównoważyć straty, wlewająca w arterye świata z każdą godziną coraz więcej energii, więcej zdrowia i więcej radości.
Błażej, który miał teraz dziesięciomiesięczną córeczkę, mieszkał od ubiegłej zimy w fabryce i zajmował tam dawny pawilonik, w którym jego matka niegdyś urodziła była Gerwazego. Karolina, żona jego zachwyciła Beauchênów wdziękiem jasnowłosej swej postaci, powabem świeżości i młodości kwiatu do tego stopnia, że sama Konstancya nawet, oczarowana kompletnie, zapragnęła, by zamieszkała przy niej. Bo też prawdę mówiąc, pani Desvigne wychowała dwie córki swoje, Karolinę i Martę na rzeczywiście urocze istoty. Po śmierci męża, urzędnika w kantorze bankowym, który pozostawił ją wdową trzydziestoletnią w bardzo zawikłanych interesach majątkowych, była tak rozsądną, że spieniężywszy szczupłe resztki, usunęła się do Janville, swych stron rodzinnych, gdzie poświęciła się w zupełności wykształceniu córek. Wiedząc, że nie mają żadnego niemal posagu, wychowała je bardzo starannie, sądząc, że to im dopomoże do wyjścia za mąż, co też rzeczywiście wypadkowo się udało
Serdeczna zażyłość zawiązała się między nią a Fromentami, dzieci bawiły się razem i w tych to dniach dzieciństwa zaczęła się prostoduszna miłość, która miała doprowadzić do małżeństwa