Strona:PL Zola - Płodność.djvu/681

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zabierającą się do wyjścia z lekkim swoim pakunkiem, zatrzymała Norina.
— To pani już uregulowała rachunki na dole i teraz nas opuszcza? Proszę, niech pani uściska mnie i mojego malca.
Angielka końcem warg dotknęła czoła niemowlęcia, jak gdyby się brzydziła tem świeżem, tak ciepłem i delikatnem ciałkiem.
— Więc szczęśliwej drogi, rzekła jeszcze Norina.
— Yes... do widzenia, do widzenia, rzekła angielka. I wyszła, nie rzuciwszy nawet raz ostatni okiem na tę izbę, w której cierpiała. I Mateusza ogarnęło na nowo zdziwienie, które wywoływała ta dziewczyna, tak nieodpowiednio zbudowana, zda się, do miłości, przybywająca peryodycznie na swoje rozwiązania do Francyi i odbywająca je w przerwie między odpłynięciem dwóch parostatków. I któż mógł być sprawcą tych brzemienności, wielki Boże! i z jakąż to ona czyniła oschłością serca, jak spokojnie, bez wzruszeń, myśl jej ani na chwilę nie była z dzieckiem, które zostawiała wśród podrzutków.
— Będzie ich miała pewno z czasem z jakie pół tuzina — rzekła Norioa, gdy angielka wyszła. Zabawne, że przybywając do nas rodzić, wcale się przy tem nie nauczyła po francuzku, wypytywałam ją napróżno, co robi w Anglii, nie mogłam z niej wydobyć choćby słów kilku. Jeśli to prawda, co mówią, że jest w jakimś klasztorze,