Strona:PL Zola - Płodność.djvu/662

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyła, którąby nie odczuwała konieczny potrzeby posiadania dziecka. Ale cała ta hałastra, całe stado dzieci, nie, nie! przenigdy! to wstyd, to szaleństwo... Zapewne, że dziś, czując się bogatą, może Maryanna odpowiedzieć, że wolno jej być nieopatrzną. Przyznaję, że okoliczność ta ją nieco uniewinnia. Ale, bądź co bądź, zostaję przy mojem zdaniu i zobaczy pani, że prędzej lub później, odpokutuje ona to srodze.
Jednakże tego wieczora po wyjściu pani Angeliny, czuła się Konstancya zaniepokojoną i wzruszoną jej zwierzeniami. Była zdumioną, że w ich wieku można już nie módz mieć dziecka, skoro się je mieć zechce. Zkądże się brał ów dreszcz zimny, który jej wtedy przebiegał po żyłach? Jakież to nieznane i złowrogie przeczucie musnęło najtajniejsze struny jej serca? Czuła się jakąś nieswoją, ale było to coś tak nieokreślonego i niesformułowanego, że zaledwie można to było nazwać przeczuciem, był to lekki dreszcz instynktowny na myśl o nadwątlonej a może utraconej już płodności i nie byłaby się wcale nad tem zastanawiała, gdyby już raz dawniej nie uczuła była żalu, że ma tylko syna jedynaka a stało się to owego dnia, gdy biedny Morange złamany tragiczną śmiercią swej jedynej córki, został sam na świecie. Od czasu owego ostatecznego osamotnienia, żył biedak w jakimś półśnie, w ogłupieniu małostkowego, tuzinkowego biuralisty, oddanego mechanicznie