Strona:PL Zola - Płodność.djvu/630

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedzieli, obaj kiwali głowami. Aż wreszcie doktór odezwał się pierwszy półgłosem:
— No i co pan mówisz na tą pannę? Mnie, mój kochany panie, przebiega zimny dreszcz, gdy na nią spojrzę. Czy pan przyjrzałeś się jej ustom i oczom, które, mówiąc nawiasem, są bardzo piękne? Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się widzieć zbrodni, tak wyraźnie się wychylającej z tak pięknego ciała... Miejmy nadzieję, że się mylę!
Znowu zaległo milczenie. Zaczął chodzić po pokoju a gdy wreszcie wrócił na dawne miejsce, zrobił gest, jak gdyby wyrażający bezradność, jak gdyby mówiący i po za obrębem tych murów o smutnej katastrofie, grożącej zagładą całemu temu domowi.
— To było nieuniknione, pan przewidziałeś i obserwowałeś przebieg upadku, czyż nie?... wiem, że się ze mnie śmieją, że mnie mają za łagodnego maniaka, za medyka specjalistę, któremu pokoju nie dają rzadkie przypadki, jakie leczy. Ale cóż pan chcesz? jeżeli mimo to nie zrażam się, to tylko dlatego, iż przekonany jestem, że mam racyę... Naprzykład, co się tyczy Séguinów, czyż to nie jasne, że wszystkie nieszczęścia wyniknęły z pierwotnych okpiwać natury, z zepsucia, jakie ogarnęło powoli męża i żonę, tak zawzięcie upierających się, aby nie mieć więcej dzieci? Odtąd, rzec można, małżeństwo poczęło się rozprzęgać, niechcący, bez-