Strona:PL Zola - Płodność.djvu/628

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zkiem, zdradzającem ciasny upór czołem, oczy stalowo niebieskie. Dogonił ją wreszcie i targnął gwałtownie za włosy.
— Ach, niegodziwiec! zawołała szlochając — nie pozwól mu, Nono — i przytulała się do sukien nauczycielkii.
Ale Nona odepchnęła ją z wymówką.
— Milcz, Andreo! zawsze pozwalasz się bić, to nieznośne.
— Ja nic do niego nie mówiłam, czytałam — tłómaczyła, płacząc dziewczynka. Przyszedł, wyrwał mi moją książkę, potem rzucił się na mnie, więc zaczęłam uciekać.
— Ona jest tak głupia, że nigdy nie chce się bawić — odrzekł powoli Gaston — z przedrzeźniającym uśmiechem. To tylko dla twego dobra ciągnę ciebie za włosy, to je przedłuża.
Nauczycielka poczęła się śmiać z nim razem, znajdując to bardzo zabawnem. Zawsze przyznawała mu racyę i pozwalała być władcą nad siostrami, tolerując nawet pobłażliwie figle, które jej samej stroił, kładąc naprzykład zimną rękę pod stanik na plecy, lub wskakując nagle na ramiona.
Mateusz był tem zdarzeniem zdziwiony a nawet trochę oburzony, gdy wszedł doktór Boutan. Mała Andrea, lubiąca go za jego wesołość i dobroduszność, pobiegła ku niemu i już pocieszona nadstawiała czoło do pocałunku.