Strona:PL Zola - Płodność.djvu/511

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nastąpiły pożegnalne uściski, całusy i dwaj paryżanie znikli, podążając na stacyę kolei żelaznej. Gdy znów zapadła głucha, lecz słodka wiejska, zimowa cisza, Mateusz siedział jak przedtem tuż obok Maryanny, dzieci kończyły budowanie wioski, smarując się klajstrem a Gerwazy spał smacznie w głębi swej białej kołyski. Czy im się tylko zdawało, że odwiedzili ich goście z Paryża, przynosząc z sobą echa gorączkowego, niezdrowego tamtejszego życia? a może tylko wspomnienia chwilowo wionęły na ich łagodne, ciche szczęście? Po za oknami okolica stała sztywno zmrożona; lecz palący się ogień na kominie ocieplał izbę, śpiewając nadzieję powrotu skwarnego słońca. Zadumany Mateusz, nagle zaczął mówić, jabky teraz dopiero znalazłszy odpowiedź na mnóstwo pytań, które dotąd napróżno sobie stawiał.
— Wiesz, dlaczego tym ludziom jest źle, pomimo, że mają tyle danych do szczęścia?.. Oni nie kochają, oni są niezdolni kochać. Pragną pieniędzy, władzy, zaspokojenia ambicyi, zmysłów i wszystko to mieć mogą, ale nie umieją kochać, nie rozumieją miłości. Ci mężowie zdradzający żony, nawet kochanek swoich nie kochają... Nigdy nie płonęli prawdziwą miłosną żądzą, boską żądzą będącą duszą świata, ogniem wieczystego istnienia. A to objaśnia wszystko. Kto nie posiada żądzy, kto nie kocha ten nie może mieć odwagi i siły. Czyny