Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Płodność.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ukochanej kobiety i otoczyć ją kwiatami, które lubiła.
Pani Angélin stała oparta na ramieniu męża, z głową przytuloną do jego piersi; zadumała się, patrząc na Mateusza, który przywitawszy się z niemi, siał dalej, rzucając ziarno szerokim gestem ręki. Może bawił ją widok czworga dzieci, podążających za ojcem i naśladujących jego ruchy mnóstwem drobnych rąk, wyciągających się w górę; lecz niespodziewanie zaczęła mówić głosem powolnym, dopełniając jakieś własne myśli:
— Umarła mi niedawno ciotka... siostra mojej matki. Jestem przekonana, że umarła ze zmartwienia nad swoją bezdzietnością. Wyszła zamąż za wysokiego, pięknego mężczyznę, sama była również jak on zdrowa, piękna i wysoka... Pamiętam, jak rozpaczała z zazdrości, widząc drobne, brzydkie kobiety otoczone rojem dzieci. Mąż jej dorobił się znacznego majątku, posiadali więc wszystko, pieniądze, zdrowie, urodę, przyjaźń ludzką.. A jednak to wszystko jakby dla nich nie istniało... zawsze ich widziałam smutnych, z upragnieniem tęskniących za córką, albo synem... za potomstwem, któreby rozweseliło pustkę ich domu... A kłopotać się tem poczęli zaraz w pierwszym roku po ślubie, zrazu zdziwieni, że nic się nie zapowiada a następnie zaniepokojeni w miarę, jak upływały lata ciągłej bezpłodnośsi. Wreszcie ogarnęła ich trwoga