Strona:PL Zola - Płodność.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

glądając na Klarę już wystygłą w zapale macierzyństwa.
Wtem pod oknami rozległ się głośny gwar, hałaśliwe krzyki małych dzikusów, bawiących się z wiejską swobodą. Przyczyną krzyków była piłka, która podrzucona w górę, osiadła w gałęziach drzewa. Błażej i Denizy rzucali kamykami, by ją ztamtąd wydostać, Rózia podskakiwała krzycząc, jakby w nadziei, że zdoła tam sięgnąć wyciągniętymi rączkami. Ambroży, sprawca nieszczęścia, usiłował wejść na drzewo. Państwo Angelin byli przerażeni hałaśliwością tej sceny.
— Jakżeż wy zdołacie wytrzymać, jeżeli naprawdę dojdziecie do tuzina takich swawolników!... — szepnęła Klara.
— Namby się zdawało, że dom jest smutny jak grób, gdyby nie było tego hałasu — odpowiedziała Maryanna, zabawiona wystraszonemi minami państwa Angelin. Dziękuję za odwiedziny, przyjdę do was, gdy zacznę wychodzić na dłuższe spacery...
Miesiące marzec i kwiecień były ciepłe i pogodne, co posłużyło Maryannie do szybszego powrotu do zupełnego zdrowia. Więc też stary pawilon, odosobniono leżący na skraju lasu, był pełen nieustającej radości. Zwłaszcza niedziele były wesołe z powodu obecności ojca, który we wszystkie inne dni wyjeżdżał od rana do Paryża, do biurowego zajęcia a powracał wieczorem oko-