Strona:PL Zola - Płodność.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

potomstwa, twierdził, że chcąc mieć dzieci piękne, trzeba płodzić je jak można najczęściej. Gdy ojciec i matka kochają się i unikają potwornych wybiegów, by się miłować w uczciwości i zdrowiu, po za niedorzecznemi obyczajami egoistycznego zepsucia, oto jakie mają potomstwo! I poczciwy doktór śmiał się uszczęśliwiony.
Mateusz wybiegł na schody i nie schodząc na dół, zawołał:
— Mamy chłopca!
— Winszuję! — odpowiedział kpiący wesoło głos Beauchêne’a, wyczekującego w sieni. Zatem macie teraz czterech chłopaków a prócz tego córkę! Winszuję!.. winszuję... i biegnę zawiadomić Konstancyę!
Ach ten sypialny pokój, będący dzisiaj polem walki i zwycięztwa, wydawał się teraz Mateuszowi jakby apoteozą tryumfu. Maryanna leżała drżąca po przebytej męce, po męce świętej, zapewniającej ciągłość życia, otwierającej nieskończoność nadziei w przyszłość! Błoga radość promieniała z twarzy matki, dumnej zwycięstwem jeszcze jednego szczęśliwego porodu. Pomimo, że śmierć odbywała na ziemi niestrudzoną, konieczną swą powinność, życie tryumfowało, dzięki hojności Boskiej miłości kochanków, których żądza stawała się tworzycielką świata. Pomimo świętokradzkich zbrodni, wyrządzanych przeciwko życiu w samem jego zapoczątkowaniu, w tępieniu ziarna, uśmiercaniu płodu, były i kompensaty, jak oto ta