Strona:PL Zola - Płodność.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

za nim Mateusz został przejęty dreszczem z nagłej przemiany. Wesołe, poranne słońce i wiosenne ciepło zastąpiła teraz odrażająca wilgoć i nieprzyjemna woń domu, ponurego jak ustęp w podziemiu. Na gwałtowne szarpnięcie dzwonka, przyszła otworzyć rozczochrana służąca w brudnym, lepiącym się fartuchu. Lecz poznawszy Morange’a i widząc towarzyszącego mu przyjaciela, chciała, by obadwaj poczekali w ciasnym przedpokoju.
— Panie, proszę tutaj zostać.
A gdy Morange, brutalnie ją odpychając, chciał iść dalej, gwałtem usiłowała go zatrzymać, wołając:
— Panie, ja mam rozkaz niewpuszczenia pana, proszę zaczekać, pójdę moją panią zawiadomić...
Nic jej nie odpowiadając, pchnął ją jeszcze gwałtowniej i przeszedł wraz z Mateuszem. Służąca śpiesznie się podniosła i pobiegła uprzedzić akuszerkę.
Morange skręcił na korytarz i szedł ku drzwiom w głębi, ku drzwiom pokoju Waleryi. Otworzył je ręką niepewną, drżącą. Ta służąca, która nie chciała go tutaj wpuścić, doprowadziła go do szaleństwa. Ach a ten pokój zgrozy i okropności, do którego teraz weszli! Przez okno pokryte warstwą brudu, dochodziło trochę piwnicznego światła z ciasnego podwórza. Począwszy od zasmolonego sufitu, ze ścian opadały kawały odle-