Strona:PL Zola - Płodność.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A więc to prawda?.. nie zaprzeczasz?.. Poczekaj, nędznico, będziesz miała za swoje, na miejscu cię zatłukę!
Znów Mateusz i Morange musieli wystąpić, zatrzymali ojca, który krzyczał dalej:
— Niech się ztąd wynosi, bo ją zabiję! A niech się ona nie waży wracać do domu! przez okno na bruk wyrzucę, jeżeli ją w domu zastanę!
Przerażona Norina uciekła, ścigana przekleństwami ojca. Zatrzymawszy się przy drzwiach, skręcała długie, piękne włosy w torsadę z tyłu głowy i obciągała na sobie bluzę, porozdzieraną w szmaty. Wyszła wśród lodowatego milczenia wszystkich swoich koleżanek.
Beauchóne, łaskawie patrząc na ojca Moineaud, rzekł do niego pojednawczo:
— Uspokój się mój kochany i miej potrzebną odwagę... Rozumiesz, że po tem co zaszło, nie mogę zatrzymać Noriny w zakładzie, wreszcie, stan, w jakim się znajduje, zmusiłby ją wkróce do porzucenia roboty... Ale wiesz, mój kochany, że ciebie bardzo poważamy... A to, co się wydarzyło twojej córce, nie umniejsza twoich zalet i uważam cię, jak dawniej, za dobrego i poczciwego robotnika.
Moineaud był widocznie wzruszony uprzejmością pryncypała i odrzekł:
— Tak... zapewne... Ale to jednak trudno strawić, gdy człowiek dozna takiego afrontu od rodzonego dziecka...