Strona:PL Zola - Płodność.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powoli przynoszą dania a gdy Walentyna zrobiła mu uwagę, że to jego wina, bo późnem przyjściem do domu zmienił porę śniadania, znów zaniosło się na kłótnię pomiędzy małżeństwem.
Czarną kawę i likiery kamerdyner przygotował w innym rogu obszernej komnaty i zajął się prędkim uprzątnięciem śniadaniowego stołu. Walentyna położyła się na kanapie, wśród futrzannych dywanów i poduszek, prosząc gości, by sami zajęli się kawą, ponieważ jest zbyt osłabiona i nie może im usłużyć. Maryanna ofiarowała się z wyręczeniem jej, mówiąc, że z ochotą będzie się ruszać po tak długiem siedzeniu. Po kawie nalała w kieliszeczki koniaku a panowie otrzymali pozwolenie na zapalenie papierosów.
— Ach wiesz, mój drogi, mówił Santerre do gospodarza domu, nie możesz sobie wyobrazić przy jak ciekawych operacyach byłem temi dniami obecny w klinice doktora Gaude.
Lecz opowiadanie zostało przerwane zameldowaniem wizyty baronowej de Lowicz, która pragnęła się dowiedzieć o zdrowiu pani. A gdy ją poproszono, by weszła na górę, pobiegła ku Walentynie i całując ją mówiła:
— Nie chciałem cię nachodzić moja droga... Lecz kiedy mnie wpuściłaś, to rada jestem, że mogę cię widzieć a zarazem powiedzieć, że całem sercem boleję na tobą!
Wpadła w kółko sobie znajome, jak to zauważyła, spojrzawszy po obecnych i każdemu z ko-