Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Płodność.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a zawsze pozując na krańcowy pesymizm i robiąc wyznanie wiary: że świat nie wart szczypty prochu, któraby go wysadziła w powietrze. Jednakże jakieś słowo przez niego rzucone podnieciło Walentynę do buntu. Zaczął się uniewinniać, bo bał się jej, gdy doprowadzona do ostateczności, traktowała go z góry z wielkopańską dumą, wzgardliwie dając mu do zrozumienia, jaka przepaść pomiędzy nimi istnieje pod względem urodzenia. Znów mroźne powietrze wionęło pomiędzy pięknymi kwiatami, zdobiącemi zastawę stołu.
Odtąd Walentyna zaczęła wyłącznie rozmawiać z Maryanną, z którą tyle miała teraz łączności, znajdując się w tym samym co ona miesiącu ciąży. Séguin zaś wylewał z siebie resztę goryczy, narzekając przed Mateuszem na nieprodukcyjność swoich rozległych dóbr Chantebled. Nawet zwierzyny było tam obecnie coraz to mniej i z trudem umieszczał akcye prawa polowania, dochód Chantebled malał z każdym rokiem. Nie ukrywał więc, iż chętnieby się pozbył tych obszarów, lecz gdzież znajdzie kupca na to dzikie pustkowie składające się z zarośli, bagnisk i kamieni! Mateusz słuchał z wytężoną uwagą, bo polubił Chantebled podczas długich pieszych wycieczek, odbywanych w lecie.
— Czy pan rzeczywiście jesteś przekonany, że te obszary nie nadają się do uprawy?.. Doprawdy, szkoda patrzeć na tyle ziemi, leżącej odłogiem.