Strona:PL Zola - Płodność.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

różne drobiażczki, zarabiała prawie tyle co on a to im pozwalało żyć we dwoje, zupełnie dostatnio.
Celestyna wielokrotnie bywała łajana przez swą panią, za przesiadywanie w sklepiku niciarki, teraz więc tryumfowała, że pani sama stawia jej pytania. Drwiące szyderstwo błysnęło w jej oczach i czując, jaką wagę będzie miała jej odpowiedź, rzekła poufale:
— Wszystko się odbyło jaknajlepiej... Po krótkich i niewielkich cierpieniach urodziła ślicznego chłopca... Wyznać wolę, proszę pani, że nie mogłam wytrzymać i co tchu dziś rano zbiegłam, by się dowiedzieć... Ale każdy byłby przecie ciekawy... więc może pani nie będzie się na mnie za to gniewała...
Walentyna głową łaskawie skinąwszy, zaczęła się dopytywać, więc Celestyna znów głos zabrała:
— Wszystko odbyło się tem składniej, że pani Menoux była w dobrych rękach... Zaleciłam jej, by wezwała panią Rouche z ulicy du Rocher, bo jedna z moich przyjaciółek, przez nią akuszowana, dotąd nie może się jej odchwalić... Może nie jest ona taka uczona i taka bogata jak pani Bourdien, mająca klinikę położniczą przy ulicy Miromesuil, ale za to jest i tańsza a przecież, gdy się zastanowić, to się wie, że przy każdym połogu robota jest jednakowa... Oj ta pani Rouche, to niezwykle zręczna kobieta i przyznać jej na-